Przyznam się szczerze, że z pewnym niedowierzaniem i zarazem zniesmaczeniem czytałem opowieści niektórych kolegów (z tego forum i u konkurencji) o nocnych wypadach z wykrywaczem. Bo jak to tak? Po ciemku? Jakaż to przyjemność, itp...
Niestety życie ma to do siebie, że nie pozwala nam na dowolne dysponowaniem czasem. A to praca, a to rodzina, dzieci, dom (nie dotyczy bezrobotnych i bezdomnych starych kiawalerów - ale takich wśród nas raczej niewiele). U mnie nie inaczej - dwóch drobnych synów, więc i wykrywka była najwyżej raz w tygodniu. Aż do niedawna... Otóż po wykąpaniu dzieci, uśpieniu ich i przy okazji małżonki około godziny 21 byłem bez zajęcia zaś sen mnie odszedł. Wziąłem więc wykrywkę i w pole. A że pole mam jakieś 10 metrów od bloku i liczy kilkadziesiąt hektarów więc daleko się nie naszedłem. I tu zdziwienie. W nocy chodzi się naprawdę dobrze. W zasadzie wszystko widać, przy pełni to nawet cień rzucałem na ziemię. Spokój, żadnych gapiów, przeszkadzaczy, babć z pieskami, wścibskich bachorów. A sygnały takie same jak w dzień. W zasadzie widać wskazania wyświetlacza, ale nauczyłem się kopać tylko na słuch (słuchawki oczywiście). A fanty cieszą dwa razy: raz przy wykopywaniu, drugi raz po powrocie do domu. Polecam każdemu. Szczególnie ojcom i mężom zaborczych dzieci i żon

. Poważny minus nocnych eskapad: niewiele snu, a czasami można się złapać na tym, że już czas wybierać się do...pracy

. Zdarzało mi się tak nie raz... Pzdr. Yarpen.